Nieszczęście w...nieszczęściu

Nieszczęście w...nieszczęściu

Wyjazd do Imielna zakończył się nie tylko porażką, ale i stratą podstawowych zawodników. W pierwszej połowie z konieczności boisku opuściło dwóch zawodników GKSu. Bramki padały znów po głupich i niewybaczalnych błędach. Piąty mecz, piąta porażka, tym razem 4:0.

Zacznę od krytyki, ale nie z własnego wyboru. Sami zawodnicy poprosili mnie o to, ponieważ wiedzą, że popełnili błędy, które należy opisać. Na pierwszy odstrzał idzie nasz prawy obrońca Rafał Kopiński. "Pazdan" GKSu w ostatnich tygodniach przeżywa kryzys, podobnie jak prawdziwy Pazdan w Legii. Nie jest jednak tak źle, gdyż oryginalny stoper w ostatnim meczu strzelił samobója i podarował rzut karny drużynie z Lubina. Rafał jednak nie może wbić się w swój prawdziwy rytm. W meczu z Imielnem to on popełnił błąd, po którym wpadła pierwsza bramka dla przeciwnika. Ze środka obrony piłka była zagrywana w jego stronę, a on nie podszedł do podania tylko czekał na futbolówkę. Bierność tą wykorzystał napastnik Imielna, przechwycił piłkę, podał do kolegi i ten władował ją przy słupku do bramki. Kopiński zaliczył również wiele strat. Jego podania były niedokładne i wpływały na starty piłki w defensywie. Liczymy jednak na to, że Rafał w końcu obudzi się z jesiennego snu i zacznie grać na takim poziomie, jakiego oczekują od niego kibice i zawodnicy.

Między słupkami w tym meczu stał Artur Domański. Przy pierwszej bramce nie miał zbyt wielkich szans na obronę, ale przy drugiej powinien zachować się pewniej. Drużyna z Imielna miała bowiem rzut wolny z 25 metrów. Zawodnik strzelający posłał piłkę mocnym strzałem po ziemi i nasz goalkeeper miał ją już w rękach, ale wypuścił i wturlała się do bramki. Należy jednak wziąć pod uwagę, że Artur miał drobne problemy z nadgarstkami i nie mógł pokazać swoich umiejętności w stu procentach. W 42. minucie naszego bramkarza ostro faulował w polu karnym zawodnik Imielna i niestety był to koniec spotkania dla Domańskiego, którego zmienił na bramce Robert Wesołowski.

Wcześnie bo w 27. minucie boisko musiał opuścić Przemysław Bujalski, który podczas walki o górną piłkę, spadł w dołek i skręcił kostkę. Po meczu został przewieziony do szpitala, gdzie po szczegółowych badaniach stwierdzono, że musi pauzować przez najbliższe trzy tygodnie.

Do przerwy GKS Imielno - GKS Solec-Zdrój 2:0.

W drugiej połowie na pochwałę zasłużył Robert Wesołowski. Grał niczym Neuer. Nie bał się wysoko wychodzić i wybijać piłki. W jednej z akcji doszedł aż na 40 metr, wykiwał dwóch zawodników i zatrzymał się dopiero na trzecim, który oddał jeszcze strzał na pustą bramkę. Na szczęście piłka minęła prawy słupek. Bronił bardzo pewnie przez całą połowę. Popłenił jedynie błąd w 52. minucie meczu. Podczas wykonywania wybicia, trafił wprost pod nogi zawodnika z Imielna, który natychmiast podał do wbiegającego kolegi i tym sposobem wpadła bramka na 3:0.

W 70. minucie piłkę przejął Patryk Oszywa i rozpoczął swój rajd. Mijał zawodników jak tyczki na treningu. Jeden, drugi, trzeci, czwarty i dopiero stoper Imielna brutalnym faulem był w stanie go zatrzymać. Za ten faul dostał żółtą kartkę, a z rzutu wolnego Mateusz Malaga trafił w mur.

W 87. minucie zatrzęsła się bramka Imielna. Z lewej strony boiska, z bardzo ostrego kąta uderzał wspominany wyżej Oszywa i trafił w dolną część poprzeczki. Piłka wpadła za kołnierz bramkarzowi, ale prawdopodobnie nie wpadła do bramki. W takich sytuacjach przydałaby się technologia goal line. Gdyby to wpadło to tytuł bramki sezony miałby Patryk już w kieszeni.

Czwartą bramkę Imielno zdobyło w 90. minucie meczu. Po błędzie w środku pola, wymienili kilka podań i strzelili bramkę z 16. metra. 

Zbliżając się do końca tego artykułu mam kilka słów do arbitrów. Sędziowie ewidentnie gwizdali w jedną stronę. Nasi zawodnicy faulowali wtedy, kiedy Imielno krzyczało. Nasz zawodnik ma piłkę, wbiega w niego przeciwnik, pada, krzyczy i sędzie gwiżdże w drugą stronę. Czasami to był "kabaret". Sędzie odwrócony w inną stronę, ktoś krzyknie, a on gwiżdże faul dla Imielna. Nie można oczywiście zwalić całej winy na nich, ale po części to oni byli 12. zawodnikiem gospodarzy. Gospodarzy, którzy przekładają mecz na 11:00 w sobotę, wiedząc że większość zawodników z B klasy w sobotę o takiej porze jeszcze pracuje. Zaznaczmy, że to część ich taktyki bo przełożyli już drugi mecz u siebie na taką niedorzeczną porę.

Po meczu trener będąc trochę zły na zawodników chciał by wracali oni pociągiem do domu, a nie klubowym transportem. W ostatniej chwili jednak przypomnieli sobie wszyscy, że trzeba by było jeszcze wybudować tory. Oczywiście tylko w Imielnie bo w Solcu szyny i pociąg już są. Z pomysłu trenera skorzystał następnego dnia Jose Mourinho, który po kolejnym przegranym meczu Manchesteru United kazał swoim zawodnikom wracać do domu właśnie pociągiem.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości